1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Marsz Żywych: Nigdy więcej jest dzisiaj

7 maja 2024

W poniedziałek Marsz Żywych znów przeszedł z Auschwitz do Birkenau, by uczcić pamięć pomordowanych tam ludzi. W tym roku także i po to, by uczcić tych, którzy 7 października 2023 roku zginęli w ataku Hamasu na Izrael.

https://p.dw.com/p/4fZJC
Marsz Żywych na terenie byłego niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau
Około sześciu tysięcy ludzi wzięło udział w tegorocznym Marszu ŻywychZdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol/DW

Pochód zaczął się tradycyjnie pod bramą z napisem „Arbeit macht frei” w Auschwitz I w Oświęcimiu. To tak zwany Stammlager, czyli obóz główny, który zarządzał całym kompleksem byłego niemieckiego, nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau. Celem był obóz Auschwitz II Birkenau w Brzezince, który z koncentracyjnego szybko został przekształcony w obóz zagłady.

To przede wszystkim tam, w tamtejszych komorach gazowych ginęli ludzie, których ciała spalano w obozowych krematoriach. Przeważnie Żydzi. Zginął ich niemal milion z ocenianej na około 1,1 miliona liczby ofiar całego kompleksu, do którego należał jeszcze obóz pracy niewolniczej Auschwitz III Monowitz w należących do koncernu chemicznego IG Farben zakładach Buna-Werke w Monowicach.

Wielka lekcja historii

W poniedziałek tą liczącą 2,5 kilometra trasą szło około sześciu tysięcy ludzi, przeważnie Żydów. I przeważnie młodych, uczniów, studentów. Bo to dla nich są te marsze. – Bo nie ma nic ważniejszego, niż edukować dzieci – mówi Joel D. Katz z New Jersey, dyrektor regionalny Marszu Żywych dla północno-wschodniej części USA, w rozmowie z DW. – Musimy im powiedzieć i pokazać, co się wydarzyło. Te dzieci za cztery miesiące pojawią się w campusach i staną twarzą w twarz z antysemityzmem. I usłyszą, że to, tu, w Auschwitz, nigdy się nie zdarzyło. A teraz są świadkami, że to się zdarzyło, że było tu 80 lat temu. A 7 października ujrzeliśmy to okrucieństwo znowu – dodaje.

Joel D. Katz
Joel D. Katz na Marszu ŻywychZdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol/DW

Według Katza od 1988 roku na Marszu Żywych już ćwierć miliona nastolatków z 52 krajów miało możliwość „zobaczyć, dotknąć i poczuć te potworności”. W tym roku przyjechało kolejne 6 tysięcy. To jednak dużo mniej niż w poprzednich latach, kiedy do Oświęcimia przybywało od dwunastu do osiemnastu tysięcy dzieci. – Z powodu sytuacji w Izraelu i tego, co się dzieje w Ukrainie – podkreśla.

„Dziękuję, że tu jesteście”

– Thank you that you are here. – Starszy pan mówi te słowa kolejnym policjantom, których mija. Stoją co kilkadziesiąt metrów od siebie. Jedni przyglądają się uważnie idącym; inni zaś, odwróceni do nich tyłem, przeczesują wzrokiem okoliczne zabudowania i zarośla.

Bo ten marsz jest zupełnie inny od poprzednich. Wielu idących w nim niesie w sobie pamięć nie tylko swoich przodków, którzy tu ginęli, ale i swoich braci i sióstr, swoich dzieci, a nawet wnuków. Jak ocalała z Holokaustu 86-letnia Bellha Haim, która żyje w jednym z osiedli w pobliżu granicy z pasmem Gazy. Tam ocalała po raz drugi. Ale jej wnuka Jotama porwali palestyńscy napastnicy. Udało mu się wprawdzie uciec, ale wtedy zginął. Przez pomyłkę, zastrzelony przez izraelskiego żołnierza.

Uczestnicy Marszu Żywych
86-letnia Bellha HaimZdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol/DW

– Urodziłam się w Polsce i przeżyłam Holokaust. Obiecałam wnukowi lepszy świat, ale nie mogłam dotrzymać tej obietnicy. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że pojadę do Auschwitz, ale odkąd Jotam tam pomaszerował, chce pójść jego śladem – mówiła przed wyjazdem na Marsz Żywych gazecie Jewish Press.

Z 55 ocalałych, którzy przybyli na tegoroczny marsz żywych, dziesięciu było z Izraela. Sześcioro z nich 7 października 2023 roku ocalało po raz drugi.

50 dni horroru

Emilia, ośmioletnia córka pochodzącego z Irlandii Thomas Handa, który osiedlił się w kibucu Be’eri, tej nocy spała u przyjaciół, trzy kilometry od domu. – Powiedziano nam, że została zamordowana – mówiła wtedy w rozmowie z Channel 12 Natalie Hand, żona Toma. Po ponad trzech tygodniach, w ostatni dzień października, dowiedzieli się, że mogła zostać uprowadzona. I rzeczywiście, 25 listopada wróciła do domu na podstawie porozumienia między Izraelem a Hamasem wynegocjowanego przy wsparciu Kataru i USA.

– Odzyskaliśmy ją po 50 dniach – mówi Tom Hand w rozmowie z DW. – Z nią jest dobrze. Ale teraz będziemy próbować odzyskać pozostałych 132 zakładników. Miejmy nadzieję, że wszyscy żyją – dodaje. Na Marszu Żywych jest po raz pierwszy, podobnie jak Bellha Haim. – To najważniejszy czas, by tu się pojawiać – dorzuca jeszcze.

Wolność słowa? Tak, ale nie nienawiści

Mama prof. Davida Machlisa przybyła do Ameryki w 1920 roku z Łodzi, ale on polskiego nie zna, a jeśli już, to bardzo niewiele. Za to od 57 lat wykłada ekonomię na nowojorskim Adelphi University. A poza tym jest współzałożycielem i wiceszefem Marszu Żywych oraz jednym z globalnych liderów walki z uprzedzeniami.

Te zaś się ostatnio mnożą na amerykańskich uczelniach.

– Według jednego z youtubowych sondaży, jeszcze z grudnia, 20 procent studentów w wieku od 18 do 29 lat mówi: „Holokaust to mit”. Kolejnych 30 procent twierdzi, że wielka przesada – alarmuje profesor. – Proszę spojrzeć, co się dzieje na wielu campusach: „Uwolnić Palestynę!”, „Zniszczyć Izrael”. Wolność słowa jest ważna. Ale to nie może być mowa nienawiści! – apeluje.

Marsz Żywych 2024. David Machlis
David Machlis jest współzałożycielem i wiceszefem Marszu ŻywychZdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol/DW

– Przyjeżdżam tu, by mówić, że trzeba zwalczać nienawiść, ponieważ jeśli tak się nie dzieje, wówczas staje się ona zagrożeniem dla nas wszystkich – dodaje rabin Ari Burman, twórca i prezydent nowojorskiego Uniwersytetu Jesziwy, który do Auschwitz przyprowadził takich jak on sam: prezydentów innych uniwersytetów.

„Never again”

„Nigdy więcej” – te dwa słowa powtarzały się zarówno w wystąpieniach przy Międzynarodowym Pomniku Ofiar Obozu, jak i na drewnianych tabliczkach, które uczestnicy Marszu Żywych wtykali w żwir wypełniający torowisko na rampie w Brzezince. – Nigdy więcej jest teraz – rozwijali tę myśl niektórzy.

Tory kolejowe i brama obozu Auschwitz-Birkenau
Marsz żywych 2024Zdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol/DW

Mimo tak trudnych przeżyć i myśli, mimo łez, które pojawiały się nie tylko w oczach ocalonych, ale i na twarzach młodych dziewcząt, a nawet ukradkiem były ścierane przez niektórych chłopców, Marsz Żywych wcale nie był smutny. Wiele grup wspólnie śpiewało, najgłośniej chyba młodzież z Panamy i Brazylii. Ale i te z Los Angeles też sobie dobrze radziły. Niekiedy jedna zarażała śpiewem drugą, która go podejmowała i przejmowała.

No i oczywiście wszyscy i wszędzie robili sobie zdjęcia. Młode dziewczęta narzucały na siebie izraelskie flagi, wręczały kolegom swoje smartphony, odwracały się od nich i kazały się fotografować na tle rampy i bramy głównej obozu w Brzezince.

– Bo to naprawdę był Marsz Żywych – powiedział DW jeden z jego uczestników, mieszkaniec Oświęcimia.